Z perspektywy czasu stwierdzam, że czasami dokonanie zmiany w życiu - dla mnie jest szansą na lepsze jutro, a dla innych może oznaczać ni mniej ni więcej - lot w kosmos...
Każdy ma swoje problemy, swoje bolączki, rzeczy które są odbierane jako "niefajne". Czy trzeba w takim stanie rzeczy żyć? Przecież nie ma na świecie ludzi, którym taka smutna rzeczywistość odpowiada. A jednak okazuje się, że jednak tkwi się w tej samej sytuacji długo, długo, a czasami do końca życia. Niezbyt to pozytywne i uskrzydlające...
Rzeczywistość w której istniejemy - mimo, że jest daleka od tej jakiej pragniemy - więcej - czasami nie ma z nią nic wspólnego - jest NASZA. Zawsze w głębi serca to co moje jest dla mnie ważne i cenne. Ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że to co nawet boli: emocje, sytuacje, doświadczenia są nam ZNANE. Jeśli mieć wroga, to dobrze go znać, prawda? Wobec tego - nawet mając świadomość tego, jak żyjemy, czego doświadczamy, co czujemy - nie jest to nic nieznanego - wiemy jak jest, wiemy jak być może i wiemy, co z tego może wyniknąć. Mamy WIEDZĘ, więc paradoksalnie czujemy się w głębi serca komfortowo.... No właśnie - taki sobie paradoks.
Wobec tego dokonując zmiany - burzymy nasze poczucie wewnętrznego bezpieczeństwa - wychodzimy poza strefę ulubionego komfortu - wchodzimy w sferę niewiadomych doświadczeń - może to faktycznie jak lot w kosmos - nie wiemy co nas tam czeka i mamy świadomość, że to, co dalej się z nami dziać będzie, to zależy głównie od nas, sami ponosimy za to odpowiedzialność z nikim się nią nie dzieląc. I w głębi serca mamy strach, czy sobie z tym poradzimy... Może niepotrzebnie, bo jeśli wiemy, że nie mamy już nic do stracenia - wiemy, że musimy iść do przodu?
Po co zmiany w życiu? Z mojej perspektywy - żeby żyć lepiej, żeby mieć świadomość, że zrobiłam wszystko co mogłam, aby jakość mojego życia poszła w górę i żeby promieniowała na moich najbliższych. Przecież mając poczucie spełnienia, wewnętrznej radości i szczęścia - łatwiej jest być lepszym człowiekiem - spełniać siebie i pomagać w tym samym innym - pokazywać im, że MOŻNA.
Dla odmiany - nie dokonując zmian, które mogłyby polepszyć nasze życie - skazujemy się na depresje, marazm, brak marzeń, brak celu, życie z dnia na dzień, codzienne budzenie się bez entuzjazmu i chodzenie spać z nadzieją, że sen będzie trwać (niemal) wiecznie...
Oczywiście, że zmiana to nie tylko przyjemne doświadczenia i emocje - gdyby tak było - wszyscy żylibyśmy w towarzystwie jednej wielkiej zmiany. Zmiana to też koszty. Warto więc pamiętać o tym, że żeby żeby powstać, trzeba najpierw upaść, żeby posprzątać, trzeba wcześniej zrobić bałagan i żeby docenić to co osiągamy - musimy ponieść jakieś koszty. Niemniej jednak - rozważając koszty zmiany - pamiętajmy o tym, że szklanka zawsze jest do połowy pełna, czyli że ze wszystkiego można wyciągnąć coś pozytywnego dla siebie. I TAK WŁASNIE JEST!
Brak zmian, których jednak by się bardzo pragnęło - zawsze można doskonale wytłumaczyć. Zawsze są dostępne usprawiedliwienia, które można wyciągać z rękawa, przecież życie toczy się własnym torem, a nam się wydaje, że nie mamy na to żadnego wpływu. Tylko PO CO tak myśleć? Czy to spowoduje, że nasze życie rozkwitnie?
***Nie możesz kontrolować kierunku wiatru, który wieje -
na to nie masz wpływu,
ale zawsze możesz mieć wpływ na to jak ustawisz żagle
i w jakim kierunku popłyniesz***
Zdjęcie: pixabay.com