Brakuje słów... Cholera Cie bierze... Masz wrażenie, że wszystkie te najbardziej złośliwe prawa Murphiego zaczynają działać jednocześnie... Nie możesz spać. Wszyscy, którzy mogliby być dla Ciebie wsparciem - mają Cię w głębokim poważaniu, albo po prostu nie są w stanie... Oczywiście, że się znajdą - wtedy jak ich kompletnie potrzebować nie będziesz. Banki i urzędy mają w tym mistrza... Zaczynasz mieć świadomość, że już prawie nic (bądź nic) nie zależy tylko i wyłącznie od Ciebie... NADCIĄGA KATASTROFA...
Po fali energii do działania, która przeistoczyła się w nerwową walkę z czasem i przeciwnościami przychodzi czas na wściekłość, a potem... Skrzydła Ci opadają.
Dochodzisz do momentu, w którym wszystko jest Ci obojętne, bo wiesz, że co ma być to będzie i wiesz, że musisz się z tym pogodzić, bo "kijem rzeki nie zawrócisz"... NIE MASZ JUŻ NA TO WPŁYWU!! A skoro nie masz na to wpływu - wyluzuj - w czym pomogą Twoje nerwy? Szkodzisz tylko i wyłącznie sobie... Puść to - LET IT GO... Tak po prostu... Skoro nie masz możliwości nadania kierunku temu co się dzieje - po prostu pozwól by się działo...
W czasie kiedy armagedon jest już tuż tuż, a Ty do wszystkiego podchodzisz spokojnie i na luzie, bo jest Ci już wszystko obojętne - w końcu czujesz, że walka została przegrana... No właśnie...
Nagle wszystko nieoczekiwanie zaczyna zmieniać swój bieg. Zaczynasz wierzyć, że Twój prywatny Anioł Stróż w końcu wrócił z wojaży. Zauważył. że Tobie skrzydła opadły - więc sam postanowił się wziąć do roboty.
Czasami wystarczy, że zmieni się JEDNA JEDYNA RZECZ. A ona spowoduje lawinę zmian, które teraz chyba już mogą być tylko i wyłącznie pozytywne dla Ciebie (w porównaniu z armagedonem, który czaił się za rogiem...) Teraz już na pewno DASZ RADĘ!
I jak tu nie wierzyć w słowa - "tylko spokój może nas uratować"...