sobota, 13 września 2014

POLKI WISZA, czyli o komunikatach i ich interpretacji....

Kiedyś - było to pod koniec roku 2001 - pamięta, bo było to po zamachu terrorystycznym na WTC w NY - wyjechałam na kilka dni do Niemiec. Wszyscy ciągle jeszcze byli mocno poruszeni tym, co się stało w USA, ciągle zamachy te były tematem rozmów. Oczywiście za każdym razem jak wyjeżdżałam zagranicę moja Mama żegnała mnie tak, jakbyśmy się miały nigdy więcej nie zobaczyć. Reszta rodziny nie była tak przewrażliwiona - na szczęście dla mnie i ku oburzeniu Mamy ;-)
Niemnie jednak jej emocja zawsze w pewnym stopniu udzielały się mi. Taki lekki niepokój, niepewność, takie lekkie zachwianie mojego poczucia bezpieczeństwa...
Pewnego ranka o godzinie szóstej wyrwał mnie nagle ze snu dźwięk przychodzącego SMSa. O szóstej rano? Coś musiało się stać... Szybko chwyciłam za telefon i odczytałam wiadomość: "POLKI WISZA... TRAGEDIA..."

Wiadomość ta spowodowała u mnie prawie zawał serca - tym bardziej, że zostałam dopiero co wyrwana z głębokiego snu....

Oczywiście, że żadne Polki nie zostały powieszone. Ale półki tak... i do tego krzywo...

Historia ta przypomina jak bardzo stan emocjonalny wpływa na odbiór komunikatów przekazywanych przez innych, jak emocje kierują procesem interpretacji tego co słyszymy...


Photo: tapeciarnia.pl

sobota, 6 września 2014

GDZIE JA JESTEM?,... Czyli o kreowaniu rzeczywistości...


Pewnie to znasz...

Dopadają mnie takie dni. Mogłabym cały dzień spać, albo leżeć w łóżku i patrzeć w jeden punkt. Nie chce mi się wtedy nikogo widzieć, z nikim rozmawiać. Wiadomości na które czekam nie przychodzą - skrzynka mailowa pusta, telefon milczy. Staram się czymś zająć i na staraniu się kończy. Jednak kładę się do łóżka. Ciekawa książka leży obok, ale nawet nie chce mi się jej wziąć do rąk. Żeby włączyć film, trzeba reanimować ciało i przemieścić się kilka metrów, co okazuje się zbyt dużym wyzwaniem. Płakać nie mam siły, wściekać się też. Może poużalam się nad sobą. OK, to pobudza w końcu kanaliki łzowe. Cytując nie pamiętam kogo "spuszczam w ten sposób ciśnienie". I już czuję, jak przychodzi fala za falą słabość, żal, beznadzieja i złość na siebie, bo przecież jestem beznadziejna, głupia i do tego brzydka i gruba. Poprzestając chwilowo na tym jednak ruszam tyłek, bo poczułam że żołądek zaczął się buntować (on też przeciwko mnie?!) i mocno przyssał się do kręgosłupa... Zakładam buty, bluzę - najlepiej z kapturem i wychodzę po zmroku do sklepu po ulubione lody koktailowe - pudełko pojemności 0,5 litra. Pół litra - chyba nie jest ze mną tak źle, bo mógł być litr... Otóż nie - moje ulubione lody w najbliższym sklepie są tylko w takich pudełkach. Ale zawsze mogę kupić dwa...

Moja RZECZYWISTOŚĆ. Dziś jest taka, wczoraj była zupełnie inna, jutro pewnie też mnie zaskoczy.

SAMA KREUJĘ SWOJĄ RZECZYWISTOŚĆ - ogarnia mnie czarnowidztwo, przecież jestem tak beznadziejna, wręcz powiedziałabym żałosna. Nic mi się nie udaje w życiu - NIC!!! 
Robię to na podstawie tego, co dzieje się dziś, wczoraj - w te dni, kiedy jest źle. Nie mam siły a może i ochoty (bo w tym momencie tak jest wygodniej) sięgnąć po to, co było dobre, co mi się udało - żeby ustawić to jako przeciwwagę do negatywnych odczuć...

A rzeczywistość można kreować inaczej - budując ją na tym co było najlepsze - na cudownych uczuciach, miłych emocjach, fantastycznych wydarzeniach, odniesionych sukcesach, pozytywnych doświadczeniach. W ciężkich momentach jest to potężne wyzwanie...

PODEJMIESZ TO WYZWANIE? Kto ma to zrobić jak nie TY? :-)