niedziela, 31 sierpnia 2014

NIEZALEŻNOŚĆ - dobra ona czy zła?...


NIEZALEŻNOŚĆ - bardzo modne obecnie słowo, oraz to co cenię bardzo, bardzo, BARDZO. Coś, bez czego nie wyobrażam sobie swojego życia, mimo że mam świadomość, iż czasami poczucie mojej własnej niezależności jest tylko iluzją, bo nawet jak mam wrażenie, że niezależna jestem - może to być tylko wyobrażenie współtworzone przez innych, którzy mniej lub bardziej świadomie wpływają na moje życie - niestety? A może i stety?... Więc jak określić to, co dla mnie jest TYM WŁAŚNIE CZEGO PRAGNĘ?

Co mi daje poczucie "niezależności" (chyba już zawsze tego słowa powinnam używać z cudzysłowiem)? To jest dobre pytanie... Z jednej strony jest chęć granicząca z histeryczną potrzebą bycia w pełni samodzielną, a z drugiej strony rozpaczliwa potrzeba bycia "zaopiekowaną". Zawiła kobieca logika, a może i jej brak... No bo JAK?

NIEZALEŻNOŚĆ FINANSOWA - cenna? Pewnie i tak, jak każda z nich niejako. Teoretycznie, kiedy nie ma ograniczeń finansowych - można wszystko. Można wszystko - kupić... Czy wszystko? Wątpliwe - nie można kupić przecież uczucia... Brak niezależności finansowej boli. Boli dumę i godność jeśli się takowe posiada. Ale może też być wyrafinowanym sposobem na życie... Zależność finansowa pewnie jest łatwiejsza do przełknięcia w przypadku, kiedy jest tymczasowym bezwarunkowym wsparciem. Tylko ile osób wokół nas jest w stanie wesprzeć nas finansowo nie oczekując niczego w zamian? Niczego więcej poza przeświadczeniem, że "Jak ja będę w potrzebie - wtedy jak będziesz mógł - ty mi pomożesz"...

NIEZALEŻNOŚĆ EMOCJONALNA - nie być zależnym od uczuć, od emocji - to smutek, to samotność. I to niemożliwe. Można być twardym, nieugiętym, bezlitosnym - pytanie - Czy na pewno? Może jednak jest to maska, która skrzętnie przykrywa głębokie rany? Może to strach, przed pokazaniem swojego prawdziwego JA? Nie można przecież być kompletnie niezależnym od uczuć i emocji. Można próbować się uniezależnić od pewnych emocji, ale czy warto? Chciałabym się uniezależnić od negatywnych emocji - umieć tak do końca się od nich odciąć, nie dawać się wkręcać w spirale negatywnych odczuć i pozwolić się ponosić tylko temu, co daje poczucie ciepła w sercu... To byłoby piękne, ale jak zawsze jest ALE... Czyż nie istnieje ryzyko, że mój instynkt samozachowawczy zostałby uśpiony?... A co potem?....

NIEZALEŻNOŚĆ FIZYCZNA - w pędzie życia chyba tego w ogóle nie doceniamy. Czasami widząc chore i/lub niepełnosprawne dzieci zatrzymujemy się z refleksją i podziękowaniem Bogu, że nasze dzieci są zdrowe. Nie doceniamy tego, że możemy się sprawnie poruszać, że bez problemu ugotujemy obiad, że pobiegniemy szybko po zakupy jeśli jest taka potrzeba. Jeździmy na rowerze, wyskakujemy z tramwaju, skaczemy na bungy. I zdarza się, że przychodzi taki moment, że ciało zawiedzie, czego później musimy ponosić konsekwencje. Niezależność fizyczna znika w pewnym stopniu i niestety jesteśmy zdani na innych, bo sami nie jesteśmy w stanie nawet drzwi otworzyć...

Ostatnio usłyszałam słowa, które dały mi dużo do myślenia: "Masz nóżki i rączki energetycznie powiązane - jak marionetka, tak na sznureczkach". Efekty są teraz widoczne w postaci znacznego uzależnienia. Fizycznego, bolesnego - także "mentalnie". Czyli moja niezależność istnieje już tylko w teorii. Teraz jej braku doświadczam... Nie jest to coś czego potrzebuję, czego pragnę, czego chce? I pojawia się następny podsunięty temat do przemyśleń: "Może dlatego ludzie łączą się w pary?...."

Zdjęcie z indulgy.com

piątek, 29 sierpnia 2014

KSIĘCIUNIO, czyli czy warto wierzyć w bajki...



  • Jeśli szukasz to odpowiedzi na pytanie: "Czy wierzyć w bajki?" - nie znajdziesz jej tutaj. Konsultacja z lekarzem lub farmaceutą też zapewne nie pomoże Ci jej znaleźć...
  • Jeśli jesteś facetem - nie czytaj tego tekstu. OK wiem, że przeanalizujesz go dokładnie, więc oświadczam: to nie jest tekst o Tobie - Ty na pewno jesteś inny :)
  • Jeśli jesteś facetem i NAPRAWDĘ nie znajdujesz żadnych elementów wspólnych z opisanymi egzemplarzami - już Cię lubię i może nawet masz już swojego chłopaka ;-) TO ŻART OCZYWIŚCIE!! :-)
  • Jeśli jesteś kobietą i to czytasz - są dwie opcje: albo jesteś zołzą, czarownicą tudzież inną niewdzięczną i wyemancypowaną małpą albo trafiłaś tu przez przypadek, ponieważ Twój facet jest idealny. W takiej sytuacji cieszę się bardzo i życzę Ci z całego serca, abyś nigdy nie wspominała tego tekstu wyżalając się poduszce...
  • Uprzedzając pytania, które się pojawią - odpowiadam:
    • TAK, za jakiś czas napiszę z podobnej perspektywy o kobietach. 
    • NIE, nie jestem klonem pani Hanny Bakuły chociaż ostatnio miałam okazję być na spotkaniu promującym jej książki i słuchanie jej dało mi ogrom przyjemności i radości, że jeśli ja jestem normalna inaczej - nie jestem w tym sama ;)
    • TAK, nie mam nic przeciw związkom homoseksualnym, mimo że moja orientacja na to nie musi wskazywać (i mimo tego, co czasami mówię)
    • NIE, spisane refleksje nie mają nic wspólnego ze spożyciem alkoholu tudzież innych używek powodujących, że mówi się to, co zwykle wypadałoby przemilczeć
    • TAK, określenie "księciunio" jest ewidentnie złośliwe. Księciunio to jest to, co czasami pozostaje z księcia, który na białym rumaku zdobywał swoją księżniczkę
    • NIE, nie nazwałabym się feministką - wbrew pozorom szanuję mężczyzn i wierzę w to, że (mimo wrażenia jakie możecie odnieść) kobieta i mężczyzna mogą żyć w ścisłej symbiozie

Tekst ten jest (zdecydowanie niepełną) refleksją z tzw "zlotów czarownic", czyli babskich wieczorów, na których zwykle wcześniej czy później zaczyna królować temat "facet" / "idealny facet" / "książę z bajki" vel KSIĘCIUNIO. To niesamowite jaka typologia faceta mogłaby się z tego wyłonić - a najciekawsze jest to, że im więcej spotkań i historii (niekoniecznie - a może i na szczęście - własnych) - tym więcej można by pisać i mocniej typologię poszerzać. Obawiam się, że szybko zacznę czuć niedosyt...

A wszystko zaczyna się od księcia, który na swoim cudownym rumaku zdobywa serce księżniczki, bądź faceta, który do tego miana aspiruje - dobrowolnie lub nie... Czasami tylko po to, żeby ją zdobyć.  Wszystko byłoby prostsze, gdyby nie kobiety - bo to właśnie my, kobiety najbardziej rozczytujemy się w bajkach, romansach Barbary Cartland tudzież opowieściach o tajemniczym i ekscytującym Grey'u i chciałybyśmy ich scenariusze wdrożyć we własne życie. A kiedy oczekujemy na tego jedynego, wymarzonego - zjawia się - jak się okazuje później... jeździec apokalipsy...
Tak - to jest tekst właśnie o jeźdźcach apokalipsy, którzy przybywają jako - na pozór - wymarzeni faceci... :)

Kim jest tytułowy Księciunio? To osoba, która opanowała sztukę manipulacji w stopniu różnym;) Ale kreatywnością w dążeniu do celu wznosi się na wyżyny. Zapewne określenie egoisty mogłoby zostać przez niektórych zanegowane, wobec czego ujmę to inaczej - osoba, która wie więcej o potrzebach kobiet i  te "ukryte" potrzeby skrupulatnie realizuje - nie bez przyjemności, tudzież (przy okazji) realizacji swoich własnych...

  • KSIĘCIUNIO JAK MARZENIE, odmiana "you're my love" - nawiązuje kontakt na FB. Jego zdjęcie zapiera dech w piersiach niemal każdej kobiety. Pisze, że widział cie 3 miesiące temu na rynku w mieście w którym mieszkasz - przejeżdżał tam tylko, zobaczył Cię przelotnie. Ale okazało się, że nie potrafi Twojego widoku wymazać z pamięci i postanowił Cię znaleźć. Przez 3 miesiące niemal szukał Ciebie na zdjęciach na FB. I w końcu jesteś. Przez całe tygodnie buduje napięcie wrzucając na Twoją tablicę wpisy typu "Dobranoc moja Księżniczko" czy zdjęcia kwiatów z adnotacją "Twój urok przyćmiewa piękno najcudowniejszych kwiatów". W sumie mógłby takie teksty pocisnąć w ciągu 2 dni i przystąpić do "ataku", ale on jest wyrafinowany;) Przez dalsze tygodnie opowiada o tym, jaki jest samotny (oczywiście młody i bez zobowiązań), jak to trudno o wartościową dziewczynę... Szczególnie kiedy tak wiele czasu poświęca rozwojowi własnej firmy. Często musi podróżować służbowo, co nie sprzyja związkowi, przez co nie ma z kim spędzać wieczorów w jacuzzi, które ma zainstalowane w sypialni, ani z kim jeździć na wakacje do willi rodziców w Hiszpanii. Historyjka naprawdę banalna, choć kiedy jest ona sukcesywnie tkana nitka po nitce przez 6-8 miesięcy, żeby dopiero po tym czasie zaproponować dziewczynie spotkanie - można popaść w lekką paranoję i zachwycić się Księciuniem i "życiową szansą"...
  • KSIĘCIUNIO JAK MARZENIE, odmiana "nieszczęśliwy" - właściciel prężnie prosperującej firmy, przystojny, czarujący, niemal hipnotyzujący nieprzyzwoicie głębokim spojrzeniem - szczególnie w te miejsca, które kobieta akurat mocno chce wyeksponować. Zaprasza Cię na kolację do drogiej restauracji - najlepiej przy hotelu w którym Ty lub on akurat stacjonuje, bo przecież mieszkacie prawie 500km od siebie. Opowiada o żonie, która z nim od 2 lat nie sypia, o tym jak sobie to rekompensuje kupując co jakiś czas nową "zabaweczkę" (sportowe auto), lub samotnie wybierając się na Bora Bora, żeby zaczerpnąć trochę energii i odpoczynku. Po kolacji bezpardonowo zaprasza Cię do swojego pokoju hotelowego na sex - bo przecież też tego chcesz, albo swoją wypasioną furą odwozi Cię do hotelu, odprowadza pod drzwi pokoju i już wie, że jeszcze ma Ci tyle do opowiedzenia, ale to przecież nie na korytarzu...
  • KSIĘCIUNIO CZARUŚ - czarujący i urzekający, romantyczny i idealny, nieprzewidywalny i szalony. Może mieszkać w zadłużonej kawalerce - o czym Ci bez ogródek powie - ale kupi Cię serenadą "I will always love you" zaśpiewaną pod oknem w taki sposób, że sąsiadki będą na Ciebie z zazdrością patrzeć, a osiedlowe "poduszkowce" będą miały baczne oko na zdezelowane auto amanta (i Twoje okna), kiedy on się będzie Cię odwiedzał. Księciunio będzie wpadał po Ciebie niespodziewanie do pracy, żeby zabrać Cię do wesołego miasteczka i na lody, będzie zabierał Cię natychmiast w podróż kiedy powiesz "Chciałabym być teraz na molo w Sopocie", oraz w środku nocy nagle przywiezie Ci wielki bukiet białych róż, bo na koniec 3 godzinnej rozmowy telefonicznej wyczuje, że jest Ci smutno. A później - jak już zaczniesz czuć, że to "ten" okaże się, że wróci chyba do dziewczyny, która go zostawiła kilka tygodni temu... ;-)
  • KSIĘCIUNIO MAGIK - jego domeną jest pojawianie się w Twoim życiu i znikanie. Obecność jego jest równie przewidywalna jak sztuczki Davida Copperfielda - wiesz, że będzie, ale nie wiesz do końca co i w którym momencie. Swoją zabawę potrafi kontynuować bardzo długo. Radiowym głosem, wyglądem który można porównać do G. Clooney'a, inteligencją i elokwencją w niemal każdym temacie - oczaruje Cię do tego stopnia, że nie odważysz się nawet wykazać niezadowolenia z faktu czekania w takiej niepewności na jego pojawienie się. A czarować potrafi... Przez cały czas będzie karmił swoje ego Twoim zauroczeniem opowiadając o tym, co mu się w międzyczasie zdarzyło i jak świetnie sobie z tym poradził, o tym jak tęskni za Tobą i jak to robi wszystko, żeby nareszcie z Tobą być. Po drodze na spotkanie z Tobą na które "tak czekał" - spotka się z jedną ze swoich przyjaciółek, żeby przy okazji zjeść z nią szybką kolację. Jeśli w jakikolwiek sposób okażesz "niezrozumienie" dla tego co robi, albo czego od Ciebie oczekuje - spodziewaj się, że odwróci sytuację w taki sposób, żebyś Ty poczuła się winna, obrazi się i... znowu zniknie... A w międzyczasie - Bóg jeden wie iloma królewnami się zajmuje.
  • KSIĘCIUNIO SIEROTKA - pojawi się w Twoim życiu jako osoba pokrzywdzona przez los: zniszczony psychicznie przez podłych ludzi, oszukany, osamotniony, na skraju załamania nerwowego. Historia jego egzystencji sprawi, że zaczniesz myśleć o napisaniu książki o tym, jacy ludzie potrafią być żli i jak mogą zniszczyć dobrego i uczciwego człowieka. Takiego, który ma olbrzymią wiedzę (jak się później okaże - tylko teoretyczną), ogromne ambicję i ufność, że los mu jego nieszczęścia wynagrodzi. Poczujesz potrzebę zaopiekowania się tym facetem, wspierania go - zarówno psychicznie jak i finansowo. A on będzie Cię za to szanował i kochał - najmocniej jak potrafi. W waszym związku każde z Was będzie robiło to, co potrafi najlepiej - ty będziesz się nim opiekować, zarabiać, wspierać go w próbach realizacji ambitnych planów, których nikt nie zrozumie i nikt nie doceni, będziesz wychowywać (potencjalne) dzieci i zajmować się domem, będziesz dbać, by Księciunio realizował pasje i zadbasz o jego odpoczynek. A on będzie Cię kochać...
  • KSIĘCIUNIO POTRZEBUJĄCY - on też jest miłośnikiem kobiet i tego nie ukrywa. Piękny, zadbany - umówi się z Tobą na piątek wieczorem. Przyjedziesz 40 minut wcześniej i okaże się, że u niego jest koleżanka - w sumie dziewczyna jego przyjaciela. Niestety właśnie dziś się ze swoim chłopakiem pokłóciła i zapłakana przybiegła do Twojego Księciunia szukając wsparcia i gorącego prysznica, bo była ubłocona. Ale zaraz wyjdzie z łazienki, Księciunio już ją uspokoił i za chwilę odwiezie do domu, a potem wieczór będzie Wasz... Kupiłaś tą historię, bo wiesz, jaki on jest wyrozumiały, jak potrafi wysłuchać i doradzić. Ale następnego dnia, kiedy okazuje się, że do Twojego Księciunia przyjeżdża na rowerze z miasta oddalonego o 50km dziewczę ze soplami na włosach, bo na dworze jest stopni minus osiemnaście - zaczynasz się zastanawiać z jaką częstotliwością Twój oblubieniec przyjmuje gości i ile takich wizyt jest w stanie zrealizować podczas jednego weekendu...

Kończąc jednego Księciunia pojawia mi się następny do opisania. Ale ile można? Co bardziej poukładanym facetom pewnie włos się zjeżył na głowie, a historii, które można by opowiadać jest wiele...

Te bajki złośliwie lekko podkolorowałam. Ale niektóre z nich były usnute w taki sposób, że nie jedna osoba dała by się w takową wkręcić. Czy kobiety są naiwne? Nie - mają w sobie dużą wiarę w ludzi. A to nie musi być naiwność. ALE...

Oprócz Księciuniów - są również niezłe Princeski.... Ale to już temat na osobny post.... :)

Znaleziono na equestrianbitch.tumblr.com

czwartek, 21 sierpnia 2014

HOUSTON MAMY PROBLEM, czyli terapeutyczne wsparcie w skrajnych stanach emocjonalnych...


Szlag mnie jasny trafia - przepraszam, ale to i tak jest znacznie złagodzona wersja tego co czuję - jak słyszę "To wstyd iść na terapię"... Albo jeszcze lepiej "Sam sobie poradzę - pracuję nad sobą". Nie przypadkowo w tym drugim stwierdzeniu użyłam rodzaju męskiego - mam wrażenie, że dylemat ten (oczywiście NIE MĘSKI, ale wg panów ewidentnie babski) związany jest jednak głównie z facetami.

No tak - co za wstyd!!! Silny facet! Co? Na terapię? Przecież jego siła pozwala poradzić sobie ze wszystkim! Duże problemy go nie rozłożą na łopatki, to jak - Z SAMYM SOBĄ SOBIE NIE DA RADY??

Jak to jest możliwe, że ludzie szkolą się, doszkalają - bardzo sobie nawet to chwalą, dążą do różnych form rozwoju, ale terapia okazuje się czymś, na co nie powinni sobie pozwolić, bo wstyd?... Mimo, że terapia jest - podobnie jak szkolenia - formą pracy nad sobą. Tylko w innym zakresie.

Czasami rozglądając się dookoła stwierdzam, że chyba jednak wielu osobom przydałoby się wsparcie terapeutyczne. Mnóstwo ludzi jest niestabilnych emocjonalnie - określiłabym, że w dokuczliwym dla innych stopniu - nie potrafią sobie z emocjami radzić, a może to być bardzo bolesne - nie tylko dla osoby, która zmaga się z tego typu problemem, ale także dla najbliższego otoczenia. Co więcej - może także negatywnie wpływać na najbliższych i z czasem powodować u nich również różnego rodzaju zaburzenia...

Być osobą emocjonalną - fajna rzecz. Szczególnie zakładając przeżywanie pozytywnych emocji. Jednak kiedy w grę wchodzą emocje negatywne - ich nasilenie może nas przerastać. A u podstaw tego zwykle leży LĘK. Najczęściej nieuświadomiony - ukryty gdzieś głęboko - od lat wychylający się ze swojej kryjówki na chwilę, w sprzyjających ku temu okolicznościach - żeby z jednej strony zaznaczyć swoją obecność, ale z drugiej - zmylić przeciwnika i skierować naszą uwagę na zupełnie inny trop, który wydaje się bardziej "oczywisty". I oczywiście często leżący po stronie zupełnie kogoś innego!!
Kiedy to z czym się w rzeczywistości i jawnie zmagamy jest lęk - może łatwiej jest pracować nad nim samemu, bo jeśli wiesz, co Ci dolega - możesz dojść do tego, jak sobie pomóc. Gorzej jednak jest, kiedy lęk jest ukryty, a ujawnia się w postaci skrajnie nasilonej złości, nienawiści, chorej zazdrości czy przybiera formę agresji (niezależnie od tego czy jest to agresja psychiczna, czy fizyczna).

Nie jestem terapeutką, nie jestem psychologiem (mimo, że co niektórzy tak mnie określają - mniej lub bardziej złośliwie;-), ale życie z brakiem stabilności emocjonalnej (niezależnie od tego, czy problem ten dotyczy mnie, czy osoby mi bliskiej) - jest jak życie w schemacie - bezlitośnie powtarzalnym i przewidywalnym. Wybuchy - żal - cudowny bezkres pustyni i znów arena cyrkowa... Czasami łatwo jest nawet ustalić z jaką częstotliwością schemat się powtarza, jednak i tak nie ułatwia to życia i nie powoduje, że ktoś poczuje się lepiej...


W 2013 roku zapoczątkowana została fantastyczna akcja MAM TERAPEUTĘ mająca na celu pokonanie wszechobecnego w naszym społeczeństwie wstydu związanego z udziałem w terapii. Setki osób opowiedziało tam swoją historię związaną z terapią i tym, co dzięki niej zyskali. Zajrzyj tam - może pomoże Ci to w zrobieniu odważnego pierwszego kroku ku lepszemu życiu, a może - zechcesz podzielić się swoją historią z innymi?

Historii, pod której wrażeniem nieustannie jestem nie znajdziesz w akcji "Mam terapeutę", bo jest ona bardzo obszerna. Nie jest to opowieść o zmianie - to istna METAMORFOZA mojej przyjaciółki, którą znam od dziecka - która zawsze była osobą pełną niezwykłych wartości, utalentowaną, wzorową i dobrą - ale nigdy tego nie dostrzegała i nigdy w to nie wierzyła. Może i to stało się przyczyną tego, że życie ułożyło się jej tak a nie inaczej. Rozpoczęła terapię. Teraz - od dobrych kilku miesięcy ciągle jeszcze nie mogę dojść do siebie widząc ją jako Kobietę, która zna swoją wartość, która wie, że ma prawo być szczęśliwą i która teraz bez wyrzutów sumienia potrafi zadbać o siebie. I postanowiła podzielić się (już z pewnego dystansu) swoimi emocjami i doświadczeniami na blogu ZROZUMIEĆ SIEBIE - do którego lektury zapraszam :)


Zdj. www.hypescience.com



piątek, 8 sierpnia 2014

Szukam SZCZĘŚCIA... Czy ktoś je widział?



Nie wiem, czy to "moda na szczęście" tak na mnie działa, że czuję potrzebę POCZUCIA SIĘ SZCZĘŚLIWĄ. I oczywiście ciągle jest coś nie tak... Zaczęły mnie już ogarniać takie myśli, ze może nie zasługuję, a może... się oduczyłam?

A może po prostu za dużo od życia oczekuję nie umiejąc przez to cieszyć się małymi i pozytywnymi rzeczami. Czasami nawet nie małymi - wręcz ogromnymi, ale takimi oczywistymi. Może warto w takim momencie zadać sobie pytanie:

CO TAKIEGO JUŻ MAM, CO JEST SZCZĘŚCIEM, KTÓREGO NIE ZAUWAŻAM?

Mam zdrowe, cudowne i zdolne dzieci
Moi kochani rodzice się o mnie zawsze troszczą
Sama jestem zdrowa, choć inni potrafią mi wmówić coś zupełnie innego 
Mam wspaniałych przyjaciół, na których mogę polegać
Jestem właścicielką zwierzaka, który mnie kocha i to okazuje w nieznoszący sprzeciwu sposób
Mam gdzie mieszkać i co jeść
Zajmuję się tym co lubię a nie tym co muszę
....

No właśnie. Wypisywać mogłabym jeszcze wiele. Chyba tego mi właśnie brakowało - poszukać tych wspaniałych argumentów w oczywistej oczywistości - przecież na świecie jest tyle osób, które oddałyby lata życia, żeby mieć to, co ja cały czas mam, a tego nie dostrzegam!! A cytując mojego brata - może mi "się w d*** od tego dobrobytu poprzewracało" ?
Próbuję usilnie szukać czegoś więcej... Czy to źle? NIE, ale może warto się skupić na tym co się dobrego ma i pracować nad sobą i nad przyszłością. A reszta jeśli ma do mnie przyjść - przyjdzie sama? I pewnie w momencie, kiedy nie będę się tego spodziewać :-)

A to dopiero będzie NIESPODZIANKA :)