wtorek, 17 czerwca 2014

Motylom nie wolno podcinać skrzydeł...


Tak - PRZEPOCZWARZYŁAM SIĘ - w końcu przyszedł na to czas - z jednej strony, szkoda że tak późno, ale z drugiej - dobrze, że W KOŃCU DOJRZAŁAM.

Przez lata byłam sobie jak kokon - a może nie - jak mrówka robotnica - w sumie motyl i mrówka nie mają ze sobą wiele wspólnego (o ile coś w ogóle), ale tak - cierpliwie czekałam na SWÓJ CZAS. Na moment, kiedy ktoś dostrzeże we mnie KOGOŚ WIĘCEJ niż tylko osobę, którą można obłożyć obowiązkami, z których znakomicie się wywiąże, bez konieczności kontroli i "prowadzenia za rączkę". Osobę, która będzie miała nieskończone pokłady automotywacji, optymizmu, energii, wsparcia dla innych oraz... błysku w oczach.

Przyszedł taki moment, kiedy energii przestało wystarczać na upchanie 48 godzin w buteleczce siły o pojemności 24h.... Zabrakło siły i czasu na zadbanie o siebie, czas dla Dzieci, odpoczynek, regenerację sił. Nawet marzenia, które zawsze starałam się zamieniać w cele - gdzieś się pochowały i nie mogłam ich odnaleźć. Za to coraz częściej pojawiały się łzy - ukrywane przed wszystkim i wszystkimi. Ich ilość poznała tylko poduszka i auto...

Z perspektywy czasu wiem, że byłam motylem, któremu obcięto skrzydła... Chyba źle to ujęłam - osobą, która dokonała tej okrutnej amputacji byłam JA SAMA. To był czas, żeby się obudzić...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz