Chyba dojrzałam wreszcie, żeby zacząć dzielić się historią moich osobistych ZMIAN, których dokonałam w swoim życiu. Tak naprawdę zmiana to nie jest czarodziejska różdżka, którą zrobisz "pyk" i już jest pięknie... Zmiana to PROCES, który jest rozciągnięty w czasie - zapewne dlatego, że każda zmiana - niezależnie od tego w jakiej sferze życia jej dokonasz - ma olbrzymi wpływ na pozostałe sfery, co przekłada się na żmudne układanie mocno rozsypanych puzzli własnego, osobistego JA.
Zawsze miałam w sobie takie dziwne poczucie, że stojąc w miejscu - cofam się. Życie, które prowadziłam było aktywne - zawsze coś się działo, niezależnie od tego, czy w życiu zawodowym, czy osobistym. A doba miała nadal 24 godziny, które nie były już nawet absolutnym minimum na to by "żyć" - tak - to mi dawało niesamowitą energię :-) Z kolei jak nic się nie działo - miałam wrażenie, że zaczyna się stagnacja, co z kolei zaczynało mnie bardzo "uwierać" - czułam to jako swoisty dyskomfort.
Rozpoczęłam naukę - dodatkowe studium, o którym myślałam już dużo, dużo wcześniej, ale zawsze kończyło się na tym, że nie było czasu a i z finansami tak różnie bywało. No więc ZACZĘŁAM. Znaczna część programu na studium oparta była na podstawach psychologii związanych z rozwojem osobistym. I wtedy właśnie rozpoczęła się MOJA DROGA :)
Z perspektywy czasu już teraz wiem, że podstawą do rozwoju i wdrażania zmian jest ŚWIADOMOŚĆ:
Rozpoczęłam naukę - dodatkowe studium, o którym myślałam już dużo, dużo wcześniej, ale zawsze kończyło się na tym, że nie było czasu a i z finansami tak różnie bywało. No więc ZACZĘŁAM. Znaczna część programu na studium oparta była na podstawach psychologii związanych z rozwojem osobistym. I wtedy właśnie rozpoczęła się MOJA DROGA :)
Z perspektywy czasu już teraz wiem, że podstawą do rozwoju i wdrażania zmian jest ŚWIADOMOŚĆ:
- tego CO się ze mną (albo dookoła) dzieje
- DLACZEGO się tak dzieje, a nie inaczej
- jak się z tym CZUJĘ, a jak chciałabym się czuć
- co musiałoby się stać, żebym się czuła tak dobrze, jak tego potrzebuję
- co JA MOGĘ ZROBIĆ, żeby się czuć tak jak chcę
- jakie mogą być EFEKTY (a trzeba rozważyć te pozytywne i ewentualne negatywne) tego, co mogłabym zrobić
To czego się nauczyłam i co jest dla mnie bardzo, ale to BARDZO cenne to:
- NIE MA SYTUACJI BEZ WYJŚCIA - mimo czarnowidztwa, które czasami uprawiam. Jak znaleźć to wyjście? Nauczyłam się patrzeć na daną sytuację "z boku" - już sama świadomość, że istnieje taka opcja jak spojrzenie z innej strony - może podnosić na duchu. Tkwiąc pośród rozpaczy, depresji, załamania - przeżywamy silne emocje, a emocje potrafią czasami znacząco zniekształcać rzeczywistość i być tragicznym w skutkach doradcą. To nie jest tak, że w trudnym momencie zaczynam patrzeć na wszystko z boku - może Bruce Wszechmogący by tak potrafił, ale nie ja... Ale teraz wiem, że muszę tą ciężką chwilę przetrwać, a jak się uspokoję - spojrzę na wszystko z zupełnie innej perspektywy... Muszę dać sobie czas...
- NIE JESTEM SAMA - były momenty, że trudno byłoby mi w to uwierzyć. Jak mam doła, to się czuje sama... Ale analizując wszystkie takie sytuacje, które mnie doświadczyły ZAWSZE JEST KTOŚ, kto wykaże choćby minimum zainteresowania naszą osobą - niezależnie od tego, czy jesteśmy na szczycie świata, czy depresji. Przydałoby się, żeby w tej drugiej sytuacji było więcej, ale stójmy na ziemi... Aha - UWAGA!!! UWAGA!!!! Unikamy osób, które nam mówią, co mamy zrobić... One nie będą za nas ponosić konsekwencji tych działań...
- MAM PRAWO CZUĆ SIĘ SZCZĘŚLIWĄ - jak każdy zresztą. Tak długo zaniedbywałam to swoje niezbywalne prawo, że zapomniałam już o jego istnieniu... Na szczęście teraz już mam świadomość, że dopiero jak ja będę szczęśliwa - te osoby, które są dla mnie najważniejsze w życiu (I JA DLA NICH TEŻ - bo to w tej układance jest bardzo istotne) będą się czuć zdecydowanie lepiej. A wtedy mi znowu będzie lepiej. Oto mój wniosek: zadbanie o swoje poczucie szczęścia to takie perpetum mobile ;)
- MAM PRAWO DO SAMOREALIZACJI - to element poczucia szczęścia. Źródłem niesamowitej samorealizacji może być pasja, może być praca - jeśli udaje się połączyć pracę z pasją to jest idealna sytuacja - robisz to co kochasz i jeszcze Ci za to płacą :) Ale samorealizacja to też drobniejsze przyjemności - coś co robisz, bo masz ochotę, coś co kiedyś było wielkim marzeniem - teraz już może zeszło na dalszy plan - ale udało się to zrealizować. Realizując się - dbam o siebie, więc... dorzucam sobie kolejny element do koszyczka "moje osobiste poczucie szczęścia"
- Egoizm ma nie tylko negatywny wymiar - niektórzy coś takiego jak ZADBANIE O SIEBIE określiliby jako egoizm - szczególnie u pokolenia "wstecz" jest to bardzo popularne. Moja Mama jest na to doskonałym przykładem. Dba o wszystko i o wszystkich. ZAWSZE. Ale nigdy o siebie... I bardzo trudno jest jej zrozumieć, że musi zadbać o siebie, żeby mieć w perspektywie czasu siłę i możliwość dbania o innych. Przykład Matki Teresy z Kalkuty, która najpierw musiała pomyśleć o sobie, by później móc poświęcać się potrzebującym - wystarcza tylko na chwilę... A próba zadbania o Mamusię - jak na razie - bawi ją niemiłosiernie ;)
Od tego zaczęło się ogarnianie "mojego osobistego chaosu", czyli PROCES ZMIAN...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz