Mój Anioł - Opiekun, Stróż i Przyjaciel, którego nie ma fizycznie, ale zawsze jest...
Wierzę w Anioły. I nie tylko dlatego, że "w coś wierzyć trzeba". Bo one ISTNIEJĄ. I zawsze są obok - może dlatego nie czuję się aż tak bardzo sama - tak często jak bym mogła.
Ale są takie momenty, że jestem na mojego Anioła zła - dałabym dużo, żeby mieć tą pewność, że zawsze pomoże, kiedy będę tego potrzebowała. Czasami mam jednak wrażenie, że gdzieś poszedł - na piwo, na imprezę, może na lekki shopping... A mnie zostawił samą - na tzw pastwę losu... I wtedy dzieją się rzeczy, których chciałabym uniknąć, albo o których chciałabym później zapomnieć...
Czy w takich momentach zostałam sama? Chyba nie - przecież Anioły zawsze czuwają... Może w takich właśnie momentach mój Anioł płacze - że musi pozwolić losowi mnie aż tak doświadczyć. Bo jestem uparta, głupia, dumna, ślepa - i nie wiem jeszcze jaka. I mój Anioł... Nie potrafi sobie ze mną poradzić? Więc ma w zanadrzu narzędzie "dyscyplinujące" - DOŚWIADCZENIE, które zaboli mnie tak, że może w końcu otworzę oczy i WYCIĄGNĘ Z NIEGO WNIOSKI. Takie, że Anioł nie będzie miał już przy mnie w podobnych sytuacjach tyle pracy - jemu też się urlop należy... A może to sprawka Szefa Aniołów, który nie może już patrzeć jak jego podopieczny dwoi się i troi a efektów brak?...
Nie raz doświadczyłam obecności Mojego Anioła. Ale są takie momenty, których nie zapomnę i będę o nich pamiętać do końca życia. I dziękować za to, że BYŁ.
Kiedyś jadąc z Gdańska z pewnym Sceptykiem (który czasami też jest Moim Aniołem, bo czuwa nade mną dokładnie jak one, ale FIZYCZNIE JEST) - rozmawialiśmy właśnie o tych Cudownych Stworzeniach, bez których nie widzę życia. Ale jak tu rozmawiać, kiedy słyszysz "Ale gdzie jest ten Twój Anioł? Siedzi obok ciebie, czy na tylnym siedzeniu? A jak teraz gwałtownie zahamuję albo skręcę, żeby uderzyć w drzewo - to jak on ci pomoże? Olka, no proszę..." No i jak to wytłumaczyć? Poddałam się...
2 tygodnie później jechaliśmy z tego samego Gdańska ;-) z tą tylko różnicą, że dwoma samochodami. Sceptyk jechał przede mną. Na wysokości Rotmanki wyprzedził nas tir z naczepą załadowany do granic możliwości drewnem - jechał teraz bezpośrednio przed nami. Nagle zobaczyłam, że Sceptykowi pękła opona i zaczął zjeżdżać na pobocze. Nasz samochód skierowaliśmy w tym samym kierunku - pewnie będzie potrzebował pomocy... Nagle zaczęły się dziać rzeczy dziwne - zaczęły pękać opony w innych samochodach. Nie tylko po naszej stronie trasy, ale także po przeciwnej. Zrobiło się zamieszanie, samochody się zatrzymują, wszyscy szukają odpowiedzi na to, co się stało. Jak się zatrzymaliśmy - mimochodem odwróciłam się i spojrzałam do przodu - w kierunku w którym podróżowaliśmy. To co zobaczyłam, spowodowało, że poczułam drżenie w całym ciele. Tir z drewnem zaczął "tańczyć" na wszystkich możliwych pasach autostrady. Mimo znacznej prędkości, jaką ciężarówka jechała, naczepa się wypięła i zaczęła realizować swoją osobistą "podróż", po czym z olbrzymią siłą przewróciła się. Ta naczepa za którą jechaliśmy... Sceptyk się do tego nie przyzna, ale od momentu jak stał wtedy na drodze z niedowierzaniem i przerażeniem trzymając się za głowę - już nie jest takim sceptykiem w kwestii Aniołów...
Często rozmawiam z moim Aniołem. Tyle mu zawdzięczam, a wiem, że to ciągle nie koniec jego pracy nade mną:-) Od czasu "przygody" na Rotmance zaczęłam czasami rozmawiać też z Aniołami Sceptyków i Nieświadomych - oni też ich potrzebują. Nawet samego poczucia, że one są i czuwają. Może jak dobrze pogadam ;-) Anioły się bardziej uaktywnią i pokażą wyraźniej, że są:-)
Dzisiaj usłyszałam, że Aniołami są zawsze faceci. Zgadnijcie od kogo? ;-) Otóż panowie szanowni. Zachęcam do "wygooglania" sobie hasła "anioł" i przejrzenie grafik :-) Mówi się Anioł, bo ANIELICA brzmi trochę dziwnie... ;-)
A na koniec jeszcze postu, który miał być krótki...
***Drogie Anioły - czuwajcie proszę, bo potrzebuję czuć Waszą obecność. Dziękuję, że jesteście***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz